<<<< Poprzednia wypowiedź  

Następna wypowiedź >>>>

 

JAN BARSZCZEWSKI O NIEPODLEGŁOŚCI.

Rozmawiała Anna Nalewajko.

 

POCZĄTEK WOJNY - DZIECIŃSTWO

Miałem dwa lata, gdy zaczęła się wojna. Robiliśmy zapasy. Wszystko szykowało się do wojny.

Potem pamiętam, jak ojciec dostał pozwolenie i zarżnął świnia.  Mięso poszło do beczki i w ziemię. W listopadzie 1944 na Wszystkich Świętych Niemcy wygnali nas - Polaków z domów, aż do Szczuczyna. Na wozach był cały nasz majątek. Jechaliśmy 7 dni. Ojciec przy furze spał, żeby konia nie ukradli. Deszcz padał a on pilnował.  Na miejscu dzieci dostały kolację. Pamiętam, matka nasypała nam buraków i kartofli. Na gorąco. To było jedzenie, Ameryka!  W drodze jedliśmy suchy chleb, matka nasuszyła… Ojciec rozmawiał z gospodarzem i poszedł szukać miejsca, gdzie możemy zamieszkać. To było w miejscowości Marki.  Na wygnaniu spaliśmy w kuchni na podłodze. To co najbardziej kojarzy mi się z dzieciństwem - to pług ręczny…

POWRÓT

Na drugiego lutego bylim znowu w domu.  Bieda była jechać. Mróz, koń się mrowił, matka tylko siedziała i różaniec odmawiała.  Jak ojciec poszedł, stanął gdzie ta beczka zakopana, powiedział:  " Będziem mieli synku, co jeść" .  U ludzi było powyjmowane, a nam nie wyjęli nic. Matka nagotowała kaszy z tym mięsem. Niemców już nie było, od czasu do czasu przychodzili Ruskie po gorzałkę czy jak kto miał dobrego konia. Naszego konia nie wzięli.
I było dobrze już… Mieliśmy co jeść, to najważniejsze.

Po powrocie z wygnania dostaliśmy choroby skórnej od brudoty. Do apteki ojciec jeździł. Wziął ze sobą może 5 kg słoniny, pamiętam matka taki kawał odkroiła, i dostał maści od tej „drapuli” od aptekarza.

WSPOMNIENIA

 Jak się mężczyźni spotykali  wieczorami, to zasłanialiśmy okna szmatami. W nocy nie raz przychodzili Niemcy i kogoś szukali. Ojciec rozmawiał. Pamiętam jak przychodzili,  ojciec brał mokrą szmatę i okręcał nogi, że bolą. Ludzie sobie pomagali.

MARZENIA

 Rower chciałem mieć. Po wojnie może byli we wiosce ze trzy rowery.  Matka tkała. Chowalim owcę, trzeba było czesać tę wełnę. Matka przędła tę wełnę i tkała sukna.

EDUKACJA

Ojciec mój się orientował w świecie, 7 klas miał skończonych. Przed wojną to było dużo. Zawód zdobyć to trzeba było wyjechać się uczyć dalej. To się zostawało na gospodarce i się robiło. Ja w świadectwie 11 klas mam. Pamiętam, taka nauczycielka była, chyba ze setkę nas uczyła. Rożni byli w klasie i mali, i przerośnięci, to przez wojnę.

CODZIENNOŚĆ

 Jak miałem 11 lat, juz miałem wszystko na głowie. Codziennie rano ja szedł z matką krowy doić. Krowów dużo nie było, trzy, cztery. Potem do mleczarni się zawoziło.
Z mleczarni na śniadanie i cały dzień w polu albo drzewo się cięło.

KOMUNA

Były obowiązkowe dostawy świń, koni.  Każdy miał wyliczone, ile musi dać.  W 1960 znieśli dostawy kartofli.

Światło nam dali w 58. roku, polepszenie było duże, ja tam zaraz pozakładał tamte światła wszędzie. Telewizor to ja  kupiłem, jak byłem żonaty w roku 1965, trzeci w wiosce przyszedł. Radio mieliśmy najprzód i gazety.

AMERYKA

Teraz opowiem o swojej Ameryce. W 1978 roku, 8 listopada szwagier mnie zabrał do Ameryki.  Samolotem poleciałem, 8 tysięcy zapłaciłem.  W fabryce pracowałem.
Byłem dwa tygodnie tam i uciekłem.  Ja jestem rolnik z krwi i kości. Tu, tu dla mnie jest  Ameryka.  U mnie fabryka to pług rolny , konie dwa…

WSPÓŁCZESNOŚĆ

Teraz jest lepiej, tylko żeby mieć tamte lata…

Parę lat temu byłem tam, gdzie nas wygnali. Budynki zostały, ale tych ludzi już nie ma…

Dla mnie wolność to brak wojny…